Ze względu na coraz to większą motorykę naszego syna, rozpoczęły się gruntowne zmiany. Kostek po raz pierwszy zwrócił uwagę na śnieg i przyciskając się do szyby, udawał rasowego glonojada. Przy okazji wziął przykład z naszego niesfornego kota i uderzał rękami, trąc szybę niczym biedny Aladyn swoją lampę. Dżin jednak na nas nie spłynął i obyło się bez życzeń. Ząb stał się faktem i spadł na nas, jak grom z jasnego nieba, a burza, którą rozpętał potrwała parę tygodni. Wszystko zaczęło się od dolnej jedynki, zaraz potem przyszła jej towarzyszka i tak Kostek stał się najprawdziwszym kasownikiem. Jego niewinne gołe dziąsła pokryły się białą kostną substancją. Niewiele dni później pojawiła się górna para i teraz Kostek potrafi już porządnie każdego ugryźć i nie ma skrupułów, by tego nie robić.
Z zębami wiążę się już wiele historii. Cztery igiełki przecięły już niejedną rzecz, która umożliwiła dumnemu Kostkowi zakrztusić się - chleb, chusteczka, karton, bułka i inni. Rzekomo zostałem okrzyknięty ekspertem w dziedzinie wyjmowania z zakamarków Kostkowych ust tych niepożądanych substancji, które starają się wywołać u mnie zawału serca, ale dzielnie się nie daję tak, jak synek rośnie i tak dalej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz