Kiedy byłem mały imponowali mi ludzie, którzy bez niczyjej dezaprobaty mogli chodzić brudni. Na czoło profesji wychodzili śmieciarze, murarze, malarze... no i mechanicy samochodowi. Wszyscy przedstawiciele tych profesji mieli kilka wspólnych cech, główną jest skłonność do używek. Kiedy przez moją głowę przechodzą obrazy tej klasy robotniczej, nieodzownym atrybutem był papieros, który nierzadko trzymany był w charakterystyczny sposób w ustach, nieważny czy taki pan mówił, machał pędzlem, kręcił przy tłumiku albo nakładał zaprawę na cegłę. Zawsze bibułka papierosa była nieskazitelnie biała, mimo że ich ręce zawsze były umazane smarem lub innym ustrojstwem. Papieros to była rzecz magiczna, która zadedykowana była jedynie dla osób dojrzałych i dla osób takich, jak ja całkowicie niedostępne. Jednak nie do końca! Wówczas był to czas, kiedy na ulicy brudziłem specjalnie ręce i zbierałem zgaszone (nie zawsze) z ziemi. Kiedy przywdziewałem takie kreacje, wsadzałem sobie zebrane papierosy do ust i wykrzywiając w specyficzny sposób twarz, rozmawiałem z kolegami, których wówczas na podwórku nie było, z odpowiednim grymasem, udając nieczęsto kowboja z jakiegoś westernu.
Kostka ostatnio coraz bardziej ciągnie do roweru (mojego), szczególnie wtedy, kiedy jest rozbierany w ramach cotygodniowej konserwacji. Podchodzi i dotyka szczególnie tych elementów, które są najbardziej brudne. Podświadomie dobrze go rozumiem, ale tym razem jako ojciec muszę go delikatnie skarcić i powiedzieć: "Chłopcze, tylko dorośli ludzie mogą chodzić brudni". On jak zawsze spojrzy na mnie nie pocieszony i zastanowiwszy się stwierdzi swoim zmarszczonym czołem, że mnie nie rozumie.
Kostek niezbyt chętnie chciał trafić do łazienki, na początek swojej nagiej wycieczki wybrał kuchnię, lecz czystość była nieuchronna - niestety.
Kostek niezbyt chętnie chciał trafić do łazienki, na początek swojej nagiej wycieczki wybrał kuchnię, lecz czystość była nieuchronna - niestety.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz