środa, 22 sierpnia 2012

Pierwsze trzy i pół setki.

Roczek to bardzo ważna rocznica dla każdego z nas. Oczywiście nikt jej nie pamięta, lecz cała rodzina przypomina, jaki to miała ubaw, gdy ciągnie losy swojego życia. Oczywiście wszyscy liczą, że z pięknej listy wybierze pieniądze i książkę. Rzeczywistość jest jednak wystarczająco brutalna, że dzieci wolą świecidełka w postaci kieliszka! Na tę właśnie okoliczność postanowiliśmy wyjechać w gronie tylko najbliższej rodziny, czyli naszej trójki. Plan był dosyć prosty, bierzemy Kostka na plecy i przemierzamy z nim bezkresy naszych pięknych Tatr, aby zatrzymać się na opustoszałej łączce i spojrzeć w błękit oczu naszego dziecka, który dmuchając miał zdmuchnąć swoją pierwszą świeczkę. Kiedy jednak nastał ten piękny dzień 12 sierpnia, okazało się, że słońca raczej tego dnia nie zobaczymy, a w chmurach, które świetnie kamuflowały góry pada śnieg i są 2 stopnie (szczęśliwie powyżej zera). Nie zrażeni niczym ruszyliśmy do Kościeliskiej! Przecież w taką pogodę i tak nikt nie będzie chodził. Jednak przeliczyliśmy się i warunki pogodowe zmusiły nas, abyśmy zawitali to milutkiej karczmy, gdzie zamówiliśmy tradycyjnie 2 herbaty i frytki. Siedząc tak i przewijając co rusz Kostka, niebezpiecznie zbliżaliśmy się do "godziny W". Kostek popisywał się przed wszystkimi swoim świetnym tanecznym krokiem, urzekając co drugą osobę, ale tylko dlatego, że te co pierwsze patrzyły się w niewłaściwą stronę. Kiedy ona nastała, odebraliśmy odpowiednie telefony i zamówiliśmy namiastkę tortu w postaci szarlotki:
Udekorowaliśmy ją specjalną świeczką i poprosiliśmy kelnera, aby nam zrobił zdjęcie. Uff, udało się, gdyż ręka tego pana wskazywała, że zażył już odpowiednią ilość alkoholu, która pozwalała mu osiągać właściwą pewność siebie. Mimo tego małego mankamentu obsługa była naprawdę tak uprzejma, że postanowiliśmy dać napiwek!
Kostek do końca nie wiedział, o co chodzi i po co to coś przed nim się świeci:
 
Próbowaliśmy mu to jakoś wytłumaczyć, co ma robić i jak zachowywać, lecz on spojrzał na nas jedynie z politowaniem:
Na nic nie zdały się tłumaczenia, że trzeba zdmuchnąć, Kostek wybrał swój sposób na gaszenie świeczki za pomocą palców. Już prawie mu się udało, gdy nagły podmuch nieznanego pochodzenia powietrza zgasił świeczkę i obiecał spełnić pomyślane w ciszy życzenie.
 
Tymczasem w stolicy przyszła paczka za małej wody od Matki Chrzetnej. Prezent okazał się  na tyle niesamowity, że najbliższy Kostkowy rok z pewnością będzie kontynuacją lansu pierwszego.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz