Jak przystało na plenerowe wyjazdy nie mogło się odbyć bez jakiegoś akcentu sportowego. Kostek dość szybko obczaił niezłą boulderową przystawkę w Dolinie Kościeliskiej, która miała paść jego łupem. Nie rozgrzewając się specjalnie wziął się do roboty:
Kolejność prezenotwała się w następujący sposób:
Kostek długo nie mógł zrozumieć, dlaczego ludzie potrzebują się wspinać z liną, jak tak małe formacje mogą dać tyle szczęścia. Kostek jest dla nas łaskawy, nie zmusza nas do dodatkowego obciążenia w postaci nieistotnych zabawek, wystarczyły mu zabawki tatusia w postaci kości i kasku. Jak na Kostka przystało, dobrze wiedział co robić z kośćmi. Mimo wszystko nie rozumiał, po co one są, skoro tak dobrze można się bawić bez zbędnej asekuracji
Jednak pewnego niezbyt ciekłego dnia wybraliśmy się na wycieczkę po asfalcie i wtedy jego oczom ukazał się On - Mnich. Kostek szybko załapał, że można się przekonać do wspinania z liną.
Zastanawiam się nad profilem genetycznym Kostka. Zamiłowanie do wspinania się bardziej po tacie czy po mamie? :)
OdpowiedzUsuń