środa, 10 kwietnia 2013

Model nowowczesnej rodziny 2.

Jak przystało na nowoczesna rodzinę, Kostek odbiera od nas pełne wykształcenie. Jego mama zajmuje się zajęciami motoryczno-ruchowymi, grając z nim w piłkę, walcząc drewnianymi mieczami, rzucając kulki, jeżdżąc na sankach, jabłuszku i innych rzeczach, które powodują, że Kostek rośnie w siłę. Tata, czyli ja, bardzo przejął się swoją rolą w rodzinie i uczy Kostka podstaw mowy, a przy okazji całowania na wszystkie możliwe sposoby, a ostatnio nawet doszliśmy do nowej umiejętności, jaką jest przytulanie na zawołanie. Jestem dumny z tego, że mogę powiedzieć, że nauczyłem Kostka, jak się całować na pożegnanie, dzień dobry, a jak z dziewczynami!
Kostek na do widzenia macha, czasem całuje dłoń i przesyła całusy dmuchnięciem. Ostatnio przesyła mi także całusy wyrzucone w przestrzeń, które zawsze skierowane są w moją stronę. Mówię wam, ciężko jest wtedy wyjść z domu. Są momenty, kiedy rozrzewniony Kostek nakazuje całować się dwóm innym osobom albo przytulać, albo przytulać się razem z nim. Rządzi chłopak fizycznością całego domu. Kostek podczas pocałunków lubi też płatać figle. Ostatnio kiedy już się najadł i zaczął mnie razem z wujkiem karmić serkiem waniliowym, bardzo zadowolony ze swojej funkcji w kuchni rozpoczął przygotowywanie nas, że za chwilę łaskawie złoży na naszych licach całusa. I już witaliśmy się z "gąską", gdy wystawił czółko do wycałowania. Niestety, to on tutaj jest górą.
Zabawy z bronią przedstawiają się mniej więcej tak:



Jeśli myślicie, że bycie rodzicem, to tylko zadowolenie ze swojej pociechy polecam poniższy film z Kostkiem w roli głównej:
Jak widać nasz synek dobrze wie, jak powinien wykorzystywać swoje płuca!

poniedziałek, 8 kwietnia 2013

Słowa.

Kostek nie ma jeszcze dobrze rozwiniętego słownika, lecz forma ekspresji kilku słów, jakich się nauczył artykułować jest wręcz powalająca. Wszyscy już na pewno wiedzą, że ulubionym słowem jest "tatuś" - co oznacza mamę, gdzie jesteś, graj, weź mnie na ręce (chociaż tutaj przeważnie daje się słyszeć coś w stylu: ekh, ekh), a ostatecznie może także mnie określać, choć przeważnie, gdy jestem jeszcze za wejściowymi drzwiami. Kostek do perfekcji opanował wymowę powyższego słowa. Czasem trudzi się coś powiedzieć, słowa cisną się mu na usta, coś pojawia się w eterze, gdy nagle rezygnuje i wymawia sakramentalne "tatuś". Wszystko wówczas staje się jasne...
Jest jeszcze słowo "bobu", co oczywiście oznacza nos, ale ostatnio krąg semantyczny zahaczył o ucho, oko, policzek. Buzia jest tutaj uprzywilejowana i nie myli jej z niczym, ale to przez to, że codziennie męczę go, aby mi dawał miliony buziaków. Czasem "bobu" oznacza także jego samego. Jednocześnie, gdy stanie się przed lustrem i pyta się go, gdzie jest Kostek, pokazuje na nos, po czym, gdzie jest nos, pokazuje siebie, na koniec, gdzie jest tatuś, pokazuje także siebie. Wszystko jest jasne, po prostu w Kostku jest pierwiastek wszystkiego! 
Ostatnio przy takim wyliczaniu rzeczy, które trochę kojarzy, a których nie do końca umiejscawia, stały się zaimki: ja, ty. Chociaż mówi je bardzo nieśmiało, to wydaję mi się, że trochę wie, co to znaczy. No i oczywiście zaimek wskazujący "tu", to wiadomo, że jego paluszek mieści się w jego dłoni.
Kostek także poznał uroki najbardziej popularnego polskiego słowa, jakim jest "nie". Kostek chcesz jabłko? Nie - po czym oczywiście pałaszuje cały kawałek i taki dialog (!) powtarza się przy każdej próbie wciśnięcia mu jabłka. Sposób, w jaki wymawia to "nie" jest tak zaczepny, że ciężko nie powstrzymać się od uśmiechu.
Kostek jako wielbiciel nowinek technologicznych opanował także słowo, której jest kluczowe w jego języku, a dotyczy domowych lamp, żyrandoli i tym podobnych. Oczywiście uwielbia je włączać, choć ostatnio wylicza. Chodzi i wskazuje palce używając swojego magicznego słówka, którego ja niestety nie jestem wstanie napisać. 
Potrafi także liczyć. Zaczyna to dosyć specyficznie i każda następna liczba brzmi dokładnie tak samo, ale wiadomo, że chodzi mu o odmierzanie. Jest dosyć specyficzny syk i jak tylko uda się nam go sfilmować, to na pewno się tutaj pojawi.

piątek, 5 kwietnia 2013

Od święta się pokłonię.

Wiosenne święta wielkanocne były w tym roku pod znakiem sportu. Każdy miał swoją dyscyplinę, w której się specjalizował. Ja na przykład jadłem mazurki, brat oglądał filmy, Z. spała, a o innych to już nie powinienem mówić. Kostek jednak bawił się piłką, rowerkiem (sprezentowanym), ale najlepszy był w swoich maratonach. Kostek prezentuje się w najnowszej kolekcji bielizny sportowej, w minimalistycznym niskoprofilowym obuwiu:
Kostek nareszcie dorósł do obuwia, które dotrzymał w święta, które były uboższe w opady śniegu niż te obecne. Normalnością stało się teraz, że śnieg pada wiosną, a zimą pada deszcz. Sam zainteresowany bardzo był zadowolony z prezentu, który pakowany był mu przeze mnie na nogi i chętnie pozował przed obiektywem, aby pokazać, jaki to on jest modny. Teraz, gdy zrobi się trochę cieplej i wyjedzie na swoim nowym super rowerku, to wszystkie będą doń wzdychać:
Aby tradycji stało się zadość w czasie świąt, trzeba było oblać parę osób, szczególnie te najbardziej narażone na negatywne działanie zimnej wody - czyli mnie. Kostek ze swoją mamą usiadł nad swoją ofiarą i Z. jak przystało na wzorcową matkę, pokazywała sowim malcowi, jak należy rozprowadzać ciecz na ciele zaspanego ojca... Kostek jednak miał mniej cierpliwości i wylał pokaźną zawartość. Jednak w godzinach popołudniowych, wolał zabawić się trochę innym stanem wody:
Efekt tej pracy był oczywisty:
Kostek też chce mieć swojego ajfona, a te chęci wyrażają się mniej więcej tak:
Hazard to prawie drugie imię Kostka, natomiast pierwsze to centrum uwagi. Czyli kiedy dorośli grają w kości, Kostek bije pokłony:

Kostek umie przybić piątkę, a także trochę poganiać się:
Niestety "żółwik" nie został do końca odkryty.
Po skończonym szaleństwie dobrze jest zasiąść wygodnie:

środa, 3 kwietnia 2013

Krakowiaczek jeden miał koników siedem.

Przyszłość polskiego jeździectwa jest prawdopodobnie uratowana, a wszystko to za sprawą naszego syna, który od najmłodszych dni, posiadł zdolność poruszania się na grzbiecie innych ssaków. Na poniższym filmie nie jest to jeszcze rasowy wierzchowiec czy chociażby mizerny kucyk, lecz są to najdroższe plecy w ówczesnym dla niego świecie, czyli mamy. Można by rzecz, że marzenia babci, o tym, ze wakacje będzie spędzał na koniu, prawie się spełniają.