czwartek, 3 listopada 2011

Kamienie milowe

Ostatnimi czasy uderzyła nas druga fala odwiedzin. Pomimo zadziwiającej absencji Cioci wszystkich Cioć, gości nam nie brakuje! Przychodzą nas odwiedzić ludzie z przeróżnych stron świata. Gdybym miał wymieniać wszystkich, musiałbym kogoś skrzywdzić, gdyż tak dużo osób przewinęło się przez nasze gocławskie mieszkanie, że nie sposób kogoś pominąć. Tak więc nie ma dnia, by ktoś nowy nie uśmiechnąłby się do Kostka. Kiedy naprawdę nie ma już kto nas odwiedzić, pojawiają się dziadkowie. Zawsze spragnieni.

Wracając do tematu, trzeba dodać, że każdego dnia, Kostek pokonuje tyle niesamowitych barier, które stają na jego młodej drodze, że ciężko spamiętać. Pierwsze, co rzuca się oczy jest jego coraz większa komunikatywność. Od kiedy po raz pierwszy próbował użyć aparatu mowy, a to co się z niego wydobyło podobne było bardziej do przekleństwa, zrobił niesamowite postępy. Teraz wręcz zdjemy sobie sprawę, że on strasznie dużo chciałby nam powiedzieć, lecz jeszcze nie potrafi. Zbiera się w sobie i wypuszcza w eter jeszcze nic nie znaczące dźwięki, które z pewnością już niedługo będą konfudującymi nas pytaniami. Nasza obecna relacja oparta jest na komunikacji jednostronnej i to na pewno nie z naszej strony. Dlatego Kostkowi zdarza się być sfrustrowanym, kiedy widzi kompletny brak zrozumienia, co przeistacza się w paraliżujący całą okolicę płacz. Niektórzy nasi goście nie przywykli do takich decybeli i czasem wręcz z przerażeniem patrzą w przyszłość, która rychło ma im przynieść na świat podobną niebiańską istotkę. Jednak szybko znaleźli na to remedium... - zaczną je wychowywać, kiedy skończy roczek i zacznie artykułować swoje potrzeby. Nie mogę się doczekać momentu, kiedy zobaczą, jak bardzo się mylą.
Kolejnym pięknym etapem w życiu naszej najsłodszej pociechy jest jego motoryka. Otóż jeszcze nie chodzi, nie raczkuje, ledwo co przekręca się z brzucha na plecy, ale w drugą stronę nie daje rady, to już łapie jedną rączką drugiej. Obie zazwyczaj muszą być przezeń namiętnie zaślinione, by łatwiej było trafić. Te malutkie dłonie potrafią już także w morderczym uścisku złapać palec taty (mamy pewnie też) oraz wszelkiego rodzaju zabawki, których z czasem zaczyna się u nas pojawiać coraz więcej. Tak więc kiedy grzechotka ugrzęźnie na jego kolanach, to rączki starają się ją w cisnąć w usta, czasem z pozytywnym skutkiem. Główka też się coraz bardziej rusza. Już nie tylko zawstydzony szybki ruch do przodu, gdy ktoś z boku próbuje go rozśmieszyć, ale także lewo prawo oraz odprowadza wzrokiem co ważniejszych osobników domu, przede wszystkim: kota Kota vel menda. Tak więc cały dom się raduje i w ciepłej atmosferze oczekuje gwiazdki, by móc poczuć świąteczny czar.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz