Po przegranych pertraktacjach, by wyjechać w długą podróż nocą wyjechaliśmy nieprzytomni wcześnie rano. Podróż zapewne była długa i męcząca, jednak wziąłem przykład z mojego synka i zasnąłem kamiennym snem, budząc się jedynie w newralgicznych miejscach podróży, która zajęła nam niecałe dziewięć godzin. Definitywnie obudziliśmy się w malowniczym miejscu, gdzie autochtoni rozwozili obornik, myśliwce F16 zagłuszały nasze myśli i krzyk Tostka, a do celu zostało nam 6 km. Wszystko to wyglądało tak:
I tak:
Te dwa punkciki, które widać na horyzoncie to nie jakieś piksele, lecz członkowie naszej wyprawę i to w dodatku znamienici - dziadkowie. Nasza podróż, zaraz po zrobieniu tego zdjęcia i skonsumowaniu kukurydzy, bo na tym polu można było znaleźć jeszcze kukurydzę, mimo rozpoczęcia drugiej tercji listopada, została kontynuowana i szczęśliwie trafiliśmy do pradziadków! Przyjechaliśmy specjalnie do nich, przedstawić im najmłodszego członka rodziny, a przy okazji, by uczcić 60 urodziny "wuja".
Oczywiście Kostek przedstawił się w całej krasie i uśmiechał się do wszystkich. Jego pogodna mina zostało zburzona i chmury napłynęły na jego energiczne czoło, wówczas dowiedzieliśmy się, że doznał pierwszego w życiu odparzenia i to nie byle gdzie. Potem rozpoczęliśmy misję zwalczenia tej niedogodności, jednak nikt nie przewidział tego, że nie odejdzie to w trymiga. Zaczęły się patenty wachlowania, dmuchania, owijania w pieluszkę, zakładania śpioszków "cotton 100%" bardziej "cotton 100%" niż inne śpioszki "cotton 100%". Więc po wielu uśmiechach i płaczach, grzechotkach i pocałunkach, zjedliśmy obiadokolację i postanowiliśmy go rodzinnie umyć. W jednym z poprzednich postów obiecałem, że zakończyłem wątek dziecięcej pornografii, dlatego teraz ukaże się zdjęcie ocenzurowane:
Po tym emocjonującym codziennym przeżyciu, Kostek oddał się temu, co lubi najbardziej i z pewnością nie tylko on. Ci, którzy go tak dobrze nie znają, mieli nadzieję, że kochane dziecko pójdzie spać po ludzku, czyli po dobranocce. Jednak nie, dzisiaj również została zachowana nasza nowa świecka tradycja i z pewnością dziecina posiedzi do późnych godzin nocnych. Czasem, kiedy tak patrzę na niego, to rozumiem, co mieli na myśli moi sąsiedzi, kiedy żalili się, że nie mogą przeze mnie spać.
Kolejny dzień ma być jeszcze bardziej emocjonujący, babcia już zapowiedziała, że Kostek pójdzie spać brudny.
Kolejny dzień ma być jeszcze bardziej emocjonujący, babcia już zapowiedziała, że Kostek pójdzie spać brudny.
Dzień minął w miarę spokojnie, myśliwce latały nam nad głowami, niestety nasz mały nie był jeszcze nimi zainteresowany. Spacer ułożył się w mroźnej atmosferze i wszyscy po nim czuliśmy się lekko przeziębieni. Mimo wszystko nie przeszkodziło nam wyjść wieczorem na wielki wujkowy jubileusz. Towarzystwo było wniebowzięte. Wszyscy zabawiali się naszym synkiem niczym laleczką, a moją żoną niczym nastolatką. Zabawa była przednia, w ciągu półtorej godziny podano trzy dania gorące, które przedzielone zostały przystawkami w postaci owoców, sałatek oraz różnego rodzaju toastów. Oczywiście nie obyło się bez przaśnych tańców. Mnie również spotkał ten zaszczyt i uraczyłem swoim ramieniem moją teściową. Jednak potrzebowałem do tego przełknięcia pokaźnej dawki herbaty. Rozluźnienie czyni cuda.
Nastał w końcu ten dzień. Wybrzeże zobowiązuje i pojechaliśmy nad morze, wymrozić się w Kołobrzegu. Zapakowaliśmy się do samochodu:
Nastał w końcu ten dzień. Wybrzeże zobowiązuje i pojechaliśmy nad morze, wymrozić się w Kołobrzegu. Zapakowaliśmy się do samochodu:
Nasz syn po raz pierwszy w swoim życiu nie ujrzał morza. Jak widać powyżej zasnął, jak tylko wsiedliśmy do samochodu, by na chwilę otworzyć usta, gdy dotarliśmy do celu. Wówczas dostałem polecenie, by biegać. Bardzo niezadowolony zrobiłem to i nasz Tostek zasnął. Chodziliśmy po plaży, ogrzewaliśmy się na molo, zajrzeliśmy do portu w cieniu latarni morskiej, na której był orzełek bez korony.
W ramach retrospekcji poszukiwałem miejsca, gdzie mieściła się w 1988 r. Baltona, ale tyle bloków pobudowali, że się pogubiłem. Pokręciliśmy się trochę czasu:
W ramach retrospekcji poszukiwałem miejsca, gdzie mieściła się w 1988 r. Baltona, ale tyle bloków pobudowali, że się pogubiłem. Pokręciliśmy się trochę czasu:
i wróciliśmy na poprawinowy obiad. Było głośno i wesoło, pyszne jedzenie oraz piernik. Ledwo dopinaliśmy spodnie. Natomiast Kostek cały wieczór miał zaczerwieniony nos, co oczywiście po raz kolejny wywołało zachwyt widowni. Biedny jego los, dobrze, że tego nigdy nie będzie pamiętać.
Powrotna podróż zaczęła się nieco wcześniej niż początkowa, czyli o 5.10 i ciężko było ją przetrwać z otwartymi oczami. Trwała ponad 8 godzin i jest to niepisany "rekord" prędkości. Szczęśliwie Ptyś smacznie spał, aż to lekkiego zatoru w Łomiankach, gdzie musieliśmy zjechać z drogi na przymusowe wietrzenie cyca. Jednak podróż była malownicza i bezpieczna, dotarliśmy cali i zdrowi. Może trochę zmęczeni, więc w momencie kiedy mijaliśmy nasz zagajnik i nie skierowaliśmy się do niego, ciśnienie mi podskoczyło. Jednak trzeba było się jeszcze uspokoić, gdyż należało rozparcelować prezenty, które otrzymaliśmy od pradziadka. Całę mnóstwo kilogramów dzikiego mięsa należało jakoś rozsądnie podzielić na porcję i do tego jeszcze przepyszny słodki lekko drapiący w gardło miód.
Powrotna podróż zaczęła się nieco wcześniej niż początkowa, czyli o 5.10 i ciężko było ją przetrwać z otwartymi oczami. Trwała ponad 8 godzin i jest to niepisany "rekord" prędkości. Szczęśliwie Ptyś smacznie spał, aż to lekkiego zatoru w Łomiankach, gdzie musieliśmy zjechać z drogi na przymusowe wietrzenie cyca. Jednak podróż była malownicza i bezpieczna, dotarliśmy cali i zdrowi. Może trochę zmęczeni, więc w momencie kiedy mijaliśmy nasz zagajnik i nie skierowaliśmy się do niego, ciśnienie mi podskoczyło. Jednak trzeba było się jeszcze uspokoić, gdyż należało rozparcelować prezenty, które otrzymaliśmy od pradziadka. Całę mnóstwo kilogramów dzikiego mięsa należało jakoś rozsądnie podzielić na porcję i do tego jeszcze przepyszny słodki lekko drapiący w gardło miód.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz