Cierpliwość jest podobno bardzo dobrą cechą. Prawie tak jak pracowitość i małomówność św. Józefa - patrona rodzin, ojców, kobiet przy nadziei, umierających, robotników i ubogich. Cieżko się tu niezgodzić, w kogo celował ów święty, a mam na myśli siebie. Z okazji zbliżającego się nowego święta w moim kalendarzu, moja cierpliwość poddana została brutalnej próbie. Trwa to już z resztą parę misięcy, ale ostatnie chwile wyczekiwania są oczywiście najcięższe. Takie chwile powodują dziwne momenty, że człowiek nie wie, co zrobić z rękoma. Wtedy zaczynają się momenty takie, jak ten, że niewinnie się z kimś rozmawia, a ta osoba mówi, iż chętnie by poczytała, co tam mogę mieć do napisania na temat, o którym za chwilę.
Jak już pewnie wszyscy, ci którzy w jakimś tam stopniu się interesujecie Nami, zorientowaliście się, to będzie miejsce, gdzie będę pisał parę słów na temat tego, co życie mi przyniosło i na czym się będzie teraz skupiać. Czyli prawdopodobnie straszliwa nuda, lecz może komuś, dzięki temu pomogę wejść w dorosłość z podobnym poczuciem szczęścia, jakie ja mam.
W moim stylu lepsze byłoby pisanie dziennika czy innego pamiętnika, a nie ekhibicjonistycznego miejsca do wylewania intymnych brudów. Jednak, ze względu na to, że nikt nigdyby nie dotarł do tych kartek skrzetnie zapisywanych przed snem albo po nim, a jest parę osób, które chciałby coś o nas wiedzieć. Ja pewnie czasem bym chciał, obym tylko nie wylewał za duźo tekstu, bo nikt przez to nie przebrnie.
Myślę, że to jest dobre miejsce, aby przeprosić mojego syna, który już niedługo zaczniei oddychać tym samym powietrzem, co Wy. Jednak może to miejsce będzie dla niego w przyszłości piękną pamiątką, do której będzie mógł wracać ze łzami wzruszenia.
Brzuch, który zapewnie niedługo się tu wizualnie pojawi, rusza się. Coś jest wewnątrz, jakieś tchnienie, które wcale nie oddycha, ale usypia. Kolejny ranek wyglądał tak samo, kiedy już udało mi się wyłączyć wszystkie budziki porozrzucane po całym mieszkaniu, wróciłem, by zobaczyć, jak się wierci, w przeciwieństwie do nieprzytomnej mamy. Więc tak się wtulam ponownie i powodowany mało rytmicznymi ruchami, zasypiam jak zabity. Teraz czas na mamę, pełną życia. Szepczę jej do ucha, że tak nie można, że praca itd. Wtedy mija jeszcze kilka chwil i dzień zaczyna się pełną parą i biegnie szybko, jakiś szaleniec w Stanach Zjednoczonych. Ten dzień zaczął się dla tej dwójki, która nie raczyła wstać do budzików, więc ja teraz zamieram na parę minut i udaję, że muszę jeszcze chwilę przymknąć oczy. Czasem mocno zmotywowany wstaję za chwilę, by móc się "cieszyć" porankiem, innym razem z przerażeniem wataję trochę za późno i wtedy to mój świat zaczyna pędzić niczym sokowirówka.
Może trochę mało organizacji w tych naszych porankach, ale po prostu wiem, co się święci. Już niedługo nasze obecne poranki będą co najmniej południem, a systematyczność będzie wychodziła nam uszami. Tak jak wspólnie całą rodzinką wstajemy rano, tak też razem kładziemy się spać. Mimo że zawsze mam w głowie, aby coś poczytać, zrobić coś na komputerze, napisać czy zrobić coś kompletnie różnego od snu, to jednak przyjemność przytulenia się do brzuszka i jego właścicielki.
Na koniec, chciałbym nas przedstawić. Zacznę od najmniejszego, bo to on jest przedmiotem tego blog, pomio że go jeszcze nie ma:
-Konstanty (patron ogrodników) lub Antoni (patron osób i rzeczy zaginionych)
-Zuzanna (patronka dzwonów)
-Mikołaj (patron dusz czyścowych)
-brat
-kot
ps. Ci ostatnio pewnie się kiedyś pojawią.
Świetny pomysł. Bardzo mi się podoba, a twój syn będzie na pewno wracał do tych tekstów ze łzami tylko nie jestem pewna czy wzruszenia ;-))
OdpowiedzUsuń