piątek, 5 sierpnia 2011

4. części szczęścia.

Był sobie dom. Właściwie to jeszcze nie dom, ale mieszkanie i to takie komunalne. W nim osób nie mało. Początkowo mieszkała tutaj Z. z rodzicami. Potem jednak wiele czynników złożyło się na to, że zostało ona sama z całym tym metrażem. Zatem zaradnie szybko puściła wieść, że są wolne pokoje (frei zimmern etc.). W oka mgnieniu zleciały się, jak na zawołanie ciocia Monia i ciocia Agata. W międzyczasie pojawiało się mnóstwo dziwnych osób: wujek Olaf, pies Klops, ciocia Agnieszka, ciocia Weronika, kot Kot, wujek Paweł i czasem gdzieś tam też ja się przeplatałem. Kiedy czas naporu przeminął,  znaleźliśmy się tutaj w stałym składzie. Ja i Z., ciocia Monika, wujek Paweł i kot Kot. Wybuchowa mieszanka, ale źle nam ze sobą nie było.
Widocznych spięć  nie było, chyba że na linii brat - brat albo człowiek - kot Kot. Każdy miał swój porządek dnia, który nie kolidował z żadnym z innych porządków. Rano wpierw wstawałem ja, potem ciocia Monika, potem Z., a na końcu wujek Paweł. Oczywiście były chwile, kiedy ta rutyna była zaburzona, ale z grubsza tak to się prezentowało. Oczywiście ten, który najwcześniej wychodził, najpóźniej wracał i nikt mu nie współczuł. Musiał się sam nad sobą rozczulać i robić to po cichu, bo od razu inni mieli do niego pretensje. Ale tak to bywa, gdy inni mają pracę pod domem, albo jakieś "ege szege, a nie pracę", albo są studentami... Pod koniec jednak wszystko się zaburzyło. Nie ma sprawiedliwości, nie wspomnę tutaj już w ogóle o kocie Kocie, który z nikogo sobie nic nie robił i w dodatku jedyny miał postawę antyhedonistyczną. Nikt nie był wstanie jej pogłaskać. Po prostu bez przyjemności było jej do twarzy. Charakter miała taki, jak kolor sierści - czarny. W ciemnościach błyszczały się jej szmaragdy, a namacalnie dało odczuć zęby i pazury.
Parę dni przed rozpoczęciem tego bloga, wyprowadziła się od nas jedna z lokatorek i to nie była Z. ani kot Kot. Oznajmiła przy tym, że musimy zacząć szykować się do nowego życia. Tak jak powiedziała, tak też zaczęliśmy robić, ale po upływie jeszcze jakiegoś czasu, na który nikt inny prócz nas nie byłby wstanie sobie pozwolić.
Wszystko się zmieniło i powstałe nowe warunki. Na razie jesteśmy w okrojonym składzie, choć czekamy na powiększenie liczby lokatorów i momentu, kiedy w końcu będziemy mogli stworzyć dom. Nowe zasady dotyczą głównie kota Kota, który nie jest z nich zbytnio zadowolony, a gdyby potrafił mówić (trochę potrafi i wszyscy mamy tego świadomość, jednak jej przemowy nie mają siły przebicia i raczej są ignorowane), to by nam dała popalić:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz