poniedziałek, 29 sierpnia 2011

Droga do człowieczeństwa.

23.08.2011 w nocy, kiedy żadne zmysły nie są jeszcze wystarczająco bystre, okazało się, że brzuszek staje się ludzki i pępowina postanowiła sobie zniknąć, zaplątując się w śpiochach.
Trzy dni później nastąpił kolejny rodzinny falstart, którego haniebnym bohaterem byłem ja. Otóż tego dnia, ustalono nam wizytę w Urzędzie Stanu Cywilnego, gdzie mieliśmy przedstawić nasze dziecko całemu światu. Tak by też się niechybnie stało, gdyby nie fakt, że kiedy już zawitałem do tej placówki, okazało się, że nie jestem w posiadaniu jednego z kluczowych dokumentów, który oczywiście został na oknie. Idealnie się wyczekał i poczeka dalej.
W końcu dopadły nas urzędowy sprawy. Nasze spotkanie przeniesione zostało na przedprzedostatni dzień sierpnia, na godzinę 15. Udało się. Mimo że pani, która dziś obsłużyła mnie w USC, była tą samą, która kręciła nosem, gdy powiedziałem jej w piątek, że nie mam wszystkich dokumentów. Wówczas narzekała na ilość petentów itd. Ku mojemu zdziwieniu urząd świecił pustkami, a jedyna para przede mną, nie miała potrzebnych papierów, więc szybko zostali odesłani, a ich miejsce zająłem ja. Pytanie: Jakie imię, imiona? A ja:

Ciężko było, ale klamka zapadła. Kiedy patrzy się na inną osobę, chociażby tę stojącą obok ciebie w kolejce, to niewiele się zastanawiamy, że ma imię, lecz jest to tak naturalne, że musi jakieś posiadać, że wręcz problem jest niezauważalny. W momencie, kiedy stajemy przed możliwością wyboru świat odwraca się do góry nogami. Nie chodzi mi o to, że wybór imienia jest ciężki, choć nie zaprzeczam, iż może być, tylko o to, że teraz ja zadecyduję, jak inni będą się do niego zwracać. Taki naturalizm zamierzony, stwarzam mu immanentną cechę, jaką jest jego imię, jak bardzo będzie ono go determinować. Jest to niewątpliwie wielka odpowiedzialność, szczególnie, gdy czuję się wewnętrzną opozycję, co do wyboru. Kolejna sprawa dotyczy tłumaczenia się przed samym dzieckiem (Konstantym Antonim), który może mieć chwilowe nieprzyjemności z powodu mojego wyboru, choć jestem pewny, że kiedyś będzie dumny i mi podziękuje. Znam to trochę z autopsji.
PESEL nie został jeszcze nadany, musimy odczekać jeszcze trzy tygodnie.
Wikipedia idzie mi tutaj z pomocą i przypomnę, skąd się wzięły te imiona. Otóż oba wywodzą się z czasów imperium rzymskiego. Konstanty pochodzi od przydomka Constantinus, który znaczy stały, niezłomny, stanowczy. W Polsce znane było już w XV w. Antoni pochodzi natomiast od potężnego rodu Antonius. Była to dynastia panująca w latach 96-192 zwykle dzięki adopcji przez swojego poprzednika. Za ich panowania Rzym był największy. Natomiast imię Konstanty posiadał jeden papież, trzech cesarzy rzymskich (jeden został uznany świętym prawosławnym), jedenastu cesarzy bizantyjskich, książę Romanow. Aż czterech świętych występuje pod imieniem Antoni, w tym dwóch jest zarówno katolickich jak i prawosławnych. Są oni patronami: dzieci, górników, małżeństw i narzeczonych, położnic, ubogich, podróżnych, rzeczy zgubionych, zaginionych ludzi, chroniący przed zarazą, chroniący przed ogniem, pierwszy patron chorych psychicznie, zwierząt, zwłaszcza trzody chlewnej. Imię Antoni popularne jest również w show biznesie: Arnauld (francuski teolog z XVII w.), Banderas (aktor), Blair (brytyjski premier), Czechow (pisarz), Denikin (rosyjski generał), Dworzak (czeski kompozytor z okresu czeskiej rezurekcji), van Dyck (malarz), Gaudi (błogosławiony architekt), Hopkins (ten z "Milczenia owiec"), Kiedys (wokalista RHCP), Macierewicz (ciężko określić kto to), Piechniczek (trener reprezentacji najmarniejszego polskiego sportu), Pustelnik (mnich), de Saint-Exupery (mały książę), Słonimski (mason), Vivaldi (muzyk), Wit (ten, którego mało kto zna). W odpowiedzi Konstantych było pewnie równie wiele, ale ciężej do nich dotrzeć: Michałowicz Derjugin (rosyjski zoolog i hydrobiolog), Gałczyński (mistrz), Mielnikow (rosyjski architekt), Rokossowski (Marszałek Polski), Miodowicz (taternik).
Skoro już wiemy, jak światłych imienników miał Konstanty Antoni, pozostało pomyśleć, jak zdrabniać jego imię. Najpopularniejszym zdrobnieniem jest Kostek, jednak ono pasuje w naszym mniemaniu dopiero do 5 letniego łobuziaka, kiedy jednak mamy przed sobą takie słodkie maleństwo poszukujemy czegoś dużo bardziej zdrobniałego. Kostuś i Kosteczek trochę się nam nie podoba, ale... Kostuś -> Kostyś! -> Tyś -> Tysieczek itd. co wy na to?
Dziadkowie i tak będą do niego mówić czule - Antonio.

1 komentarz:

  1. opatentowaliście dziecko:)
    muszę przyznać, ze imię ma królewskie!

    OdpowiedzUsuń